Damian Michalowski. Self: A Chance for Success. Release Calendar Top 250 Movies Most Popular Movies Browse Movies by Genre Top Box Office Showtimes & Tickets Movie News India Movie Spotlight
“@cyfralab @KrystPawlowicz Niestety kod może być używany np. przez firmy niemieckie. POLA powie Ci prawdę”
9.2K views, 0 likes, 0 loves, 0 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Zapytaj.onet.pl: "Nic bardziej nie wścieka mnie na tym naszym Instagramie, jak te wypacykowane pokoiki dla dzieci, jak
凉 Damian Michałowski pięknie zaintonował dla nas różne sposoby TATOOOOO?? A Wy kiedy ostatnio tak zawołaliście? 🥹🫢 Damian Michałowski pięknie zaintonował dla nas różne sposoby wypowiedzenia tego słowa, a to wszystko w ramach naszej akcji społecznej #tatawdomu, w ramach której edukujemy i zachęcamy do wcięcia
Pola Wiśniewska miała trudny poród. Michał Wiśniewski o stanie żony Michał Wiśniewski i jego żona Pola powitali na świecie drugie dziecko. Wokaliście Ich Troje urodził się syn, który zgodnie z rodzinną tradycją otrzymał oryginalne imię.
Vay Tiền Trả Góp 24 Tháng. We wtorek miała miejsce prezentacja wiosennej ramówki stacji TVN. Nieoczekiwanie Edward Miszczak zaskoczył wszystkich ogłoszeniem nowego duetu w programie śniadaniowym "Dzień Dobry TVN".Zobacz: Paulina Krupińska i Damian Michałowski o nowych rolach: "Jesteśmy zestresowani tym, co nas czeka" (WIDEO)Paulina Krupińska nie jest pierwszą byłą miss zatrudnioną w roli prowadzącej. Prekursorką w tej dziedzinie została Marcelina Zawadzka, która działa jak magnes na fanów pasm śniadaniowych i przyciąga ich przed telewizory. Być może to ona jest jednym z powodów, dla których Paulina Krupińska dostała szansę sprawdzenia się wizji. Koleżanka po fachu pogratulowała posady Paulinie w rozmowie z Pudelkiem i zaznaczyła, że cieszy się, że "może być inspiracją dla konkurencji".Zobacz: TYLKO NA PUDELKU: Marcelina Zawadzka komentuje zatrudnienie Pauliny Krupińskiej w "DDTVN": "Cieszę się, że możemy być INSPIRACJĄ dla konkurencji"W rozmowie z Party Edward Miszczak zdradził prawdziwy powód zatrudnienia Krupińskiej i Michałowskiego. Celem tego duetu ma być wzmocnienie pasma porannego. Pada również nawiązanie do konkurencji, więc teza Marceliny Zawadzkiej o "inspirowaniu się" producentów DDTVN "Pytaniem na Śniadanie" może być więcej niż prawdopodobna:To jest praca nad wzmocnieniem, odnową pasma porannego. Ono troszkę teraz przeżywa turbulencje, raz ma lepsze wyniki od konkurencji, innym razem gorsze. To jest niestabilna sytuacja. Próbujemy trochę wzmocnić nową ofertą kontentową nowymi prowadzącymi. Jednym słowem naprawiamy "Dzień Dobry TVN". Oni mają w sobie to coś. Są fantastyczną parą, pełną energii, pełną błyskotliwości. Nie wiem, jakie mają poglądy, mimo że długo z nimi rozmawiałem, czyli nie będą nam upolityczniali programu. Jestem bardzo zadowolony, że udało nam się ich pozyskać - mówi Edward Miszczak w rozmowie z Moniką że Paulinie uda się przebić charyzmatyczną i zabawną Marcelinę?Oceń jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze BYŁAM zagorzałą wielbicielką telewizji śniadaniowej w TVN ale kiedys przez przypadek przełączyłam na 2....była tam para prowadzących Marzena Rogalska i Tomasz Kamel......jacy oni byli radośni,uśmiechnięci,że ja już nie przełączyłam na się,że teraz to już tylko oglądam 2 i wcale nie żałuje telewizja śniadaniowa panu Kurskiemu to sie to zasługa Miszczak, ten statek idzie na dno jak Titanic. Pamiętam jak tvn stawiał pierwsze kroki, mówiło się wtedy że to będzie najlepsza stacja w Polsce. A teraz co? Szambo, panie, szambo... Wystarczy wymienić tylko Panią Rusin. Ona psuje program lansowaniem siebie i ciągłymi wybuchami śmiechu. Świetna para to Welman - Prokop. Najlepsze dla nich w dużej mierze prowadzący sprawia, że chcemy (albo nie) oglądać dany program. Do prowadzenia programu typu DDTVN trzeba zachować pewnego rodzaju neutralność. Bardzo lubiłam p. Rusin, ale w momencie gdy na każdym kroku usiłowała (niestety) na chama wcisnąć swoje osobiste wierzenia to oglądanie jej przestało być przyjemne. Stała się napastliwa, upierdliwa. Już nie wspomnę o tym, że jej „koleś” Kraśko nie miałby odwagi powiedzieć cokolwiek, co by mogło ją zdenerwować. Kolejny prowadzący, p. Chajzer, to nieokrzesany buc, który zarówno na wizji, jaki i poza nią uważa, że jemu wszystko można (pewnie już szykuje lincz mojej osoby za taką wypowiedź na jego temat). Jeżeli DDTVN chce odzyskać jakiś poziom to niestety musi zaangażować ludzi o umiarkowanych poglądach, którzy są pozytywnie nastawieni do otoczenia i w życiu prywatnym stronią od kontrowersji oraz buractwa. TVN wynajął jakąś agencję pr do pisania pozytywnych komentarzy na temat Krupińskiej. Po ogłoszeniu, że będzie nowa prowadzącą 99% głosów było na nie, a nagle połowa komentarzy o tym, by dać jej szansę, bo się wyrobi. Nie, nie wyrobi się, na dodatek obrośnie w piórka i będzie jeszcze gorzej...Najnowsze komentarze (212)Uważam że trzeba dac szansę nowej parze prowadzących. Dosyć już zrozumiałej Rusin i przygłupa Chajzera. Najlepsza para to Wellman i Prokop bo to profesjonaliści!Wymienic Miszczaka ! Bo stary oblesny dziad przeterminowany ! tvn o bufory koniec kropkaJaki twn takie pseudocelebryci i pseudogwiazdy...miszczak? w końcu mądrzejemy troszkę? tvn anty pis... ludzi to męczy, wolą polsat, wolą radio, wolą youtba itd... zebraliście samo szambo, dno totalne 0 rusin, krasko niestety ale alkoholik i ta druga beztalencie totalne... samym prokopem nie pociągniecie on też już widać ma dość i poziom spadł bardzo mocno, wojciechowska? kossowski? dno... przykro to pisać ale może się trochę przebudzicie... gessler też się kończy. Nie można robić tv anty pis, i być tubą komucho-żydów z PO i SLD tak się nie da narracja faktów jest tak nieznośna, że żal... jest szansa że kurskiego pogrąży zenek z disco disco... ale to margines reszta niestety jakiś tam poziom trzyma...Na szczęście nie oglądam bo pracuje ale krupinska to porażka. Sztuczna z downem na twarzy DD TVN jest bardzo słabym programem, słabe i w żenujący sposób prowadzone tematy, nieśmieszne żarty, sorry ale akurat z PNŚ szans nie mają. Rogamel rządzi!Pomijając poziom treści, ona ginie w morzu reklam. Nie da się tego oglądać. Robią z ludzi idiotów, przeplatając krótkie materiały , tasiemcem wszystkim kiedyś można było powiedzieć że jest to telewizja ambitna ale teraz....... dramatpoziom taki jak wyglad dyrektoar programowego/lapy w kieszeni i opuszczone spodnie-katastrofa o nie pozbędzie się pan Hajzera i tej pary ,którą tworzy z Ohme, Rusin ,która robi wiele złego to nie będzie lepiej,do pana nic nie dociera a widzowie się nie liczą,a oni są beznadziejni i pracują na upadek DDTVN i całej stacji,winny jest Misztal bo nie bierze poważnie opinii widzów Myślę że nie tędy droga. Zacznijcie szukać ciekawszych tematów . Zmieńcie prowadzących i ograniczcie przerwy. To przesada że po jednym temacie 15 min się wpuszcza takie coś jak Rusin gdzie najpierw wchodzi ego dopiero po godzinie dama to się ma wyniki ma jakie ma Jeśli Paulinka będzie tak dretwa jak w reklamach Rossmanna, to dopiero będzie co poprawiać.
Być może towarzyszy wam w korku na Puławskiej, rozśmiesza na skrzyżowaniu lub zagaduje podczas gotowania w kuchni. Taki los radiowca. Znacie go dobrze, ale na ulicy miniecie go obojętnie. A ja mam szczęście, bo oto siedzimy sobie na kawie i gadamy o dzieciakach. Damian Michałowski, poza anteną. Ten dzień mogły uratować tylko pankejki, kawa, fajna kawiarnia i miłe spotkanie. Bo gdy jechałam na warszawski Żoliborz, z nieba wysypał się worek z gradem i deszczem, właśnie wtedy, gdy wszyscy gremialnie narzekaliśmy na wiosnę zimą. Całe szczęście, że Damian i miniklon taty, czyli Henio, postanowili wpaść po sąsiedzku do kawiarni. Damian, radiowiec, prezenter telewizyjny, dziennikarz, a dziś przede wszystkim tata, który podkrada synowi naleśniki z talerza. Czyli standard. Duet mocno rozgadany, ale czego się spodziewaliście po człowieku, który kocha być na antenie? * Ojciec, mąż, prezenter – w takiej kolejności piszesz o sobie na stronie. Jak wyglądała ta lista w erze przed dziećmi: Heniem i Helą? Gdy wykreślimy z tego ojca i męża, to zostaje prezenter. I to wtedy było dla mnie najważniejsze. Praca, którą do tej pory uwielbiam, daje mi mnóstwo satysfakcji, zabawy i radości, a te wartości są dla mnie naprawdę istotne. Nie lubię czegoś robić, bo muszę. Gdy robię to, co mi sprawia frajdę, efekt tej roboty jest kilka razy lepszy. I tak właśnie było przed dziećmi – pracowałem najpierw w Radiu TOK FM, a później w Zetce, jednocześnie studiując dziennie na Uniwersytecie Warszawskim (resocjalizację, a później dziennikarstwo), i nawet na początku studiów magisterskich dostałem stypendium naukowe! Lubię się dobrze bawić, ale wiem, kiedy jest też czas na pracę. Bez dzieci potrafiłem przez cały weekend siedzieć z kumplami na kanapie i oglądać mecze piłkarskie. To były fajne czasy i cieszę się, że to mnie spotkało, ale dzisiaj jestem na innym etapie życia i jestem z tego dumny. Zastanawiam się, co w radiu najbardziej uzależnia. Kontakt ze słuchaczem, bycie na żywo? Zdecydowanie radio uzależnia. Możliwość zaczarowania świata słowem jest piekielnie ekscytująca. Nieważne, jak wyglądam, nieważne, co mam na sobie, nieważne, ile wydałem na nową fryzurę, tu liczy się jedno – kontakt ze słuchaczem. W każdej chwili mogę przenieść go w dowolne miejsce na świecie, wystarczy to tylko dobrze opisać. To najintymniejsze medium, bo mówię do jednego mikrofonu, a głos leci do milionów odbiorców. Odpowiedzialność za każde wypowiedziane słowo jest gigantyczna. Tu nie ma miejsca na powtórki, na skreślenie słowa w gazecie i napisanie go jeszcze raz. W TV możesz próbować jeszcze nadrabiać wyglądem albo miną, a w radiu liczą się tylko słowa i sposób, w jaki je wypowiadasz. Tylko albo i aż tyle! Czego nie daje telewizja? Bo w niej też pracujesz. Nie ma szybszego medium niż radio! Zabawa słowem, dźwiękiem, muzyką nigdzie nie jest tak szybka i tak efektowna jak w radiu. To pierwsze źródło informacji, bo w każdej chwili możemy ją po prostu podać. Nie musimy sprawdzać, czy popełniliśmy błąd ortograficzny w tekście i czy prezenterowi w TV świeci się czoło przed wejściem na antenę. Nie trzeba wchodzić na Twittera – wystarczy słuchać radia. Kocham radio, ale… przyjemnie też się romansuje z telewizją, bo to zupełnie inne emocje. Lubię kamerę, choć początek naszej znajomości nie rokował na przyszłość. Nie znosiłem na siebie patrzeć w telewizji. To był proces samoakceptacji. Dziś pojawianie się na planach telewizyjnych to dla mnie wciąż duże wyzwanie, ale nie boję się wyzwań. Pytania podchwytliwe – co zwiększa ci bardziej adrenalinę: wakacyjna podróż do Tajlandii z dwójką dzieciaków czy prowadzenie programu Wyspa Przetrwania? Wyspa Przetrwania to było największe zawodowe wyzwanie w życiu i mam nadzieję, że będzie mi dane kiedyś zmierzyć się z podobnym programem. Wyspa Przetrwania poziomem adrenaliny zdecydowanie zbliża się do wakacji z dwójką maluchów w Tajlandii. W obu tych miejscach trzeba spodziewać się… niespodziewanego. W programie wszystko było dopięte na ostatni guzik. Perfekcyjne przygotowanie ekipy, rozpisanie gier – naprawdę najwyższy poziom, aczkolwiek nigdy nie mogliśmy przewidzieć zachowań uczestników. Trochę jak z dzieciakami w Tajlandii – nigdy nie wiesz, jaka będzie reakcja 5-miesięcznej córki i 3-letniego syna na to, co im zaproponujesz (śmiech). Więc między Wyspą Przetrwania a wyjazdem z dziećmi postawiłbym znak równości z lekkim wskazaniem na wakacje. Co było najtrudniejsze dla ciebie przy realizacji tego programu? Rozłąka z rodziną. Wyleciałem na Fidżi 3 dni po ślubie. Zostawiłem w domu żonę i 10-miesięcznego Henia. Nie było mnie prawie 5 tygodni, ale – wiem, że to może zabrzmieć kontrowersyjnie – warto było! To była zawodowa przygoda życia i jestem wdzięczny żonie, że dała mi na nią zielone światło. Pamiętam, jak już tam, na Fidżi, pewnej nocy obudził nas huk spadających kokosów, które wbijały się w piasek i obijały o dachy naszych domków. To było trzęsienie ziemi. Na szczęście nieduże i bez żadnych konsekwencji, ale wtedy zdałem sobie sprawę, że jesteśmy gdzieś na końcu świata, na środku oceanu, na małej wysepce, która ma kilka kilometrów długości i tu zdarzyć może się naprawdę wszystko. To była piękna przygoda! Schodzimy z anteny, jest Damian – tata. Pamiętasz, jak dowiedziałeś się, że zostaniesz ojcem? Pierwsza myśl to… „Udało się!”. A pierwszą osobą, której o tym powiedziałem, była… pani w aptece. Byłem u niej tego wieczoru chyba ze trzy razy kupować testy ciążowe, żeby się upewnić, że to nie pomyłka. Było zderzenie twoich wyobrażeń o ojcostwie vs rzeczywistość? Taki „reality check”? Nie należę do rodziców, którzy powiedzą „ojej, moje życie totalnie się zmieniło, nie mam czasu się wyspać, jestem jak zombi”. Świadomie podjęliśmy decyzję o rodzicielstwie i byliśmy na to gotowi. Zaskoczyło mnie to, że czerpię z ojcostwa jeszcze więcej radości niż się spodziewałem. Wiedziałem, że moje życie się zmieni, ale oczekiwałem dobrej zmiany. I się nie rozczarowałem. Oczywiście są momenty trudne, są zwątpienia, ale to przechodzi. Życie to w końcu nie piękne foty na Instagramie, ale czasami szara rzeczywistość. Najcenniejszą wartością jest umiejętność pokonywania tych gorszych dni, bez uszczerbku na zdrowiu całej rodziny. Pamiętasz, jak zobaczyłeś malucha po raz pierwszy? Czułeś, że właśnie zaczynasz nowy rozdział? Nie jestem w stanie opisać tego, co myślałem, gdy zobaczyłem Henia. To był wybuch emocji. Wzruszenie ścigało się ze szczęściem. Byłem obecny przy dwóch porodach i wspierałem Kasię jak tylko mogłem. Rozpierała mnie wtedy duma, że jest taka dzielna. A jak zobaczyłem Henia, a później Helę… to jest nie do opisania. Najpiękniejszy był moment tuż po porodach. Zostaliśmy wtedy z dziećmi sam na sam. Przytuleni do siebie w trójkę, przez kilka godzin. Macie z dziećmi jakieś wasze zabawy „tylko z tatą”? Wrzucasz wtedy na pierwszy bieg czy razem z nimi pędzisz na piątce? O tak, tylko z tatą są wszystkie ruchowe zabawy – fikołki w powietrzu, ściganie się po domu, walka na poduszki albo na gilgotki, wspinanie się na barana i inne takie. To są nasze zabawy, które prezentujemy z dumą przed mamą, której zadaniem jest podziwianie naszych sztuczek. Przy dzieciach nie ma odpoczynku. Szczególnie przy Heniu, który jest bardzo żywym dzieckiem. Codziennie, gdy wracam z radia do domu, jeszcze przed ściągnięciem butów w korytarzu słyszę „Tata, bawimy się?”. To ma swoje plusy i minusy. Taka dziecięca radość jest doskonałym akumulatorem. Ładuję baterie jak nic na świecie i potrafi najgorszy dzień zmienić w coś bardzo przyjemnego. Ale minus jest taki, że czasami po pracy nie ma się na nic siły… Tak, bywam tak wypompowany psychicznie, że musze przyjść do domu i po prostu posiedzieć w fotelu i nic nie robić, o niczym nie myśleć. Wtedy staram się wyjaśnić Heniowi, że jestem po prostu zmęczony i zazwyczaj się udaje, a jak nie, to żona przejmuje inicjatywę. Na szczęście są momenty, w których Henio potrafi zwolnić. Jakiś czas temu nałogowo układał puzzle, teraz przerzucił się na klocki i rysowanie. Mamy to szczęście, że Henio potrafi też bawić się sam. Moim zdaniem wynika to z tego, że poświęcamy mu dużo uwagi, więc on też od czasu do czasu potrzebuje pobyć sam ze sobą. Zabierasz ich czasem w trasę, gdy musisz zawodowo poruszać się po kraju? Tam, gdzie tylko mogę, targam całą familię ze sobą. Jeśli pozwalają na to warunki, to nie wyobrażam sobie innego scenariusza. Oczywiście czasami jest tak, że prowadzę jakiś wieczorny event i wiem, że nie ma sensu ich ze sobą zabierać, ale wtedy szukam innego rozwiązania. Może przyjechać kilka dni przed wydarzeniem? Albo zostać kilka dni po nim? I wtedy rodzinnie skorzystać z atrakcji w mieście, w którym akurat mam zlecenie. Tata widziany w odbiorniku: zastanawiam się, jak reaguje syn? Bo Helenka ma dopiero 8 miesięcy. Heniek krzyczy: „tata!”. Podchodzi do telewizora i mówi z dumą „To mój tata”. Tak samo zresztą reaguje, gdy słyszy mnie w radiu, bo Henio rozpoznaje mój głos. Czasami, jak jedziemy samochodem i usłyszy jakiś nagrany spot w radiu, mówi „Tata, to ty! Ale jesteś super”. Moje serducho wtedy uśmiecha się od ucha do ucha. O czym twoim zdaniem jest tacierzyństwo w XXI wieku? Współczesne tacierzyństwo jest super, ponieważ daje ci pewnego rodzaju usprawiedliwienie. Skakanie po trampolinach, przebieranki w stroje, harce na sali zabaw, dużo lodów, puszczanie baniek – to wszystko jest fajne. Gdybym robił te rzeczy sam, ludzie pomyśleliby, że jestem świrnięty, a gdy robię to wszystko z dziećmi, nie muszę przed nikim się kryć. Poza tym bycie ojcem to nie tylko poczucie odpowiedzialności ekonomicznej za rodzinę. Obecnie ojcowie bardzo mocno włączają się w życie rodzinne. Moja żona zawsze powtarza, że nie pomagam jej w wychowywaniu dzieci, bo ja je po prostu razem z nią wychowuję. Na koniec powiedz, czego byś chciał dla swoich dzieci? Po prostu zdrowia. Z całą resztą niech sobie radzą już sami (śmiech)… To tak w wielkim skrócie. Poza tym chciałbym, aby z domu wynieśli, że podstawą szczęśliwego życia są rodzina i przyjaciele. * Damian Michałowski o sobie – Lubię mówić do ludzi i grać dla nich muzykę. Robię to od 2005 r., a w Radiu Zet jestem od 2010 r. Specjalizuję się w uprzyjemnianiu czasu podróży z pracy do domu, bo od lat prowadzę popołudniowy program „Uważam ZeT”. Byłem gospodarzem programu „Wyspa Przetrwania” w telewizji Polsat i współprowadziłem kilka koncertów sylwestrowych w TVP2. Poza tym robię najlepszą poranną jajecznicę, a moje dzieci mówią, że świetnie mi też wychodzi zabawa w ninja. * Dziękujemy kawiarni Rój Bistro za pyszną kawę i pomoc w realizacji sesji!
Pisanie non stop o sobie może spowodować, że “woda sodowa” uderzmy mi do głowy. Wówczas byłoby źle. A tego nie chcę. Jednak ile też można czytać o portalu jakim jest Większość spraw, które chciałbym pokazać nawet we vlogu dzieją się w okresie letnim. Postanowiłem zatem ruszyć w nowym “programem” i przedstawić Tobie, życie w znacznie większych mediach. Damian Michałowski to prezenter radiowy w Radiu Zet, prowadzi również “Wyspę Przetrwania” na Polsacie oraz jest prezenterem w 4FUN TV. Jednak najważniejsze jest to, że świetnie łączy pracę zawodową z życiem prywatnym. Radio Zet, czyli zaplanowana spontaniczność Poranek w Radiu Zet w weekend. Dla Pana to czysta przyjemność, praca, którą Pan kocha. Dla wielu z nas jednak to czas poświęcony na powolne wstanie z łoża lub wyjazd do pracy. Często właśnie przy częstotliwościach w/w stacji radiowej. Wówczas nie myślimy jak wygląda Wasza praca, rozweselacie nam dzień, tworzycie nam go ale mało kto z nas zastanawia się “w jaki sposób? skąd oni to wiedzą?” Robicie coś na zasadzie “show” do którego potrzebujecie zapewne jakiegoś planu. Zazwyczaj słuchaczom wydaje się, że wejście 30 sekundowe na antenę jest brane “spod palca”. Wszystko jednak jest wypracowane kilkadziesiąt godzin a nawet kilka dni wcześniej. Już w środę rozpoczynam planowanie działań na nadchodzący weekend. Sprawdzam historię zespołów, koncerty czy też to kto i jaką płytę wydał w danym dniu, np. dziesięć lat temu. Szukam odpowiednich utworów. Następnie wysyłam piosenki do szefa muzycznego. On weryfikuje co można a czego nie można zagrać. To nie jest tak, że my z minuty na minutę możemy zmienić playlistę. Wszystko jest wcześniej przemyślane, żeby była różnorodność, żeby polski utwór przeplatany był z zagranicznymi. Jestem zwolennikiem zaplanowanej spontaniczności. Są pewne elementy, które muszą być już przygotowane. Można by rzec, z radiem jest jak z budową domu. Potrzebujemy fundamentów, przygotowania podstawy, żebyśmy później byli zadowoleni z całości. Wiadomo, gdy mamy w/w fundament, później możemy dołożyć małą improwizację. Jak jest z ciekawostkami, informacjami między piosenkami? Człowiek szuka wszystkiego w Internecie, czyta różne magazyny czy też słucha różnych rozgłośni radiowych, nawet tych zza granicy. Facebook, Instagram to doskonałe źródła informacji. Ciekawostki, które mówimy, to to wszystko co dzieje się wokół nas. Jesteśmy otwarci na każdą informację a oczy mamy dookoła głowy. Realizator dźwięku, czy jest on mi potrzebny? Mogę chyba śmiało stwierdzić, że prawie każdy z nas widział film “Listy do M”. Tam, zauważyliśmy aktora (Maciej Stuhr) pracującego w radiu. On miał swojego realizatora. Czy to właśnie w taki sposób działacie na co dzień? Czy tą produkcję można śmiało porównać do waszej codziennej pracy? W radiu my sami siebie realizujemy, nie mamy realizatora. Wyjątkiem są niektóre programy. Jednak ten realizator siedzi w jednym studiu razem z prowadzącym. W filmie “Listy do M”, on siedział w osobnym pomieszczeniu, zatem to nie jest tak jak w filmie. Intymny kontakt ze słuchaczami, czyli poczuć się jak Maciej Stuhr w Listach do M Kiedyś oglądałem ten film i chciałem być trochę jak on, jak Maciej Stuhr. W programach południowych w tygodniu, które prowadziłem kilka lat, nie dało rady tego zrobić Tempo programu jest szybkie, a Maciek w Listach do M. Był taki mocno spokojny. Ta sztuka udaje mi się podczas prowadzenia weekendowych poranków. Są bardzo intymne, takie powiedziałbym kameralne. I przede wszystkim – przyjemnie leniwe! Nie spieszymy się nigdzie, nie biegniemy, mamy więcej czasu na wszystko. Ze słuchaczami tworzymy taką społeczność „nie śpiących o poranku w weekend”. Dzięki fajnej atmosferze nie mam problemu z tym, żeby powiedzieć na antenie „ale się dzisiaj nie wyspałem. Idę po kawę, a tymczasem włączam Lanę del Rey. Posłuchajmy jej wspólnie”. Totalna szczerość ze słuchaczami jest fenomenalnym uczuciem. Wtedy czuję się jak Stuhr. Wyspa przetrwania, czyli czyste szaleństwo Jak wygląda praca na planie reality show? Jak duża jest ekipa zajmująca się nagraniami? Jak długo trwają nagrania oraz czy rzeczywiście macie scenariusz na którym się wzorujecie? Tam było zupełne szaleństwo. Wylecieliśmy w połowie czerwca, czyli trzy dni po moim ślubie. Na planie pracowaliśmy od rana do nocy … no i przez noc. Musieliśmy wiedzieć co dzieje się u uczestników. Oni byli zupełnie sami. Byli zdani tylko i wyłącznie na siebie. Nawet jeżeli chodzi o jedzenie. W tym programie moją główną rolą było prowadzenie konkurencji oraz rady plemienia. Byłem obserwatorem, psychologiem. Żeby wiedzieć o co mam zapytać, musiałem wiedzieć co oni robili. Miałem zatem kontakt z operatorami kamer, którzy obserwowali ich non stop. Wszystkie informacje były spisywane. Wszystko odbywało się “na żywioł”. Niektóre momenty były naprawdę zaskakujące – “jasna cholera, ludzie nam nie uwierzą co tu się dzieje. Będą myśleć, że to jest wyreżyserowane”. – mówiliśmy. Po tym wszystkim uznałem prawdę, że życie pisze najlepsze scenariusze. My byśmy sami tego nie wymyślili. Jeżeli chodzi o sytuacje reżyserowane to brane pod uwagę były jedynie kwestie pogodowe. Nie było mowy o scenariuszu dla uczestników. W planie mieliśmy zapisane kiedy np. odbędzie się przypływ a kiedy odpływ i z tego trzeba było skorzystać. W końcu nie wszystko dało się nagrać przy odpływe. Fidżi, czyli wiem o tobie wszystko … Praca w radiu a przed kamerami telewizji to chyba zupełnie inne światy. W tym pierwszym ważne jest to, aby opowiedzieć słuchaczom to co się widzi. Opowiedzieć na tyle dobrze, “żeby oni mogli się tam przenieść”. Telewizja większość rzeczy nam śmiało może pokazać. Jednak podjął się Pan tego działania bez problemu. Nowy świat, nowe kredki, nowe wyzwanie. Prowadzenie “Wyspy Przetrwania” nie wzięło się znikąd. Wszystko rozpoczęło się od prowadzenia kilku wielkich telewizyjnych koncertów w TVP, Polsacie, TVNie łącznie z koncertami sylwestrowymi w telewizyjnej Dwójce. Tam zbierałem doświadczenie. Ktoś gdzieś mnie zauważył i zadzwonili z castingiem, który wygrałem. Przygotowania do programu trwały długie miesiące. Moim zadaniem było poznanie uczestników ale bez spotykania się. Przeprowadzono z nimi ogromne wywiady, uczestnicy wypełniali potężne ankiety w których opisywali wszystko: sytuację rodzinną, finansową, czy mają dzieci, czego się boją itd. Tworzono wówczas taki wywiad psychologiczny. Na temat każdego uczestnika dostałem kilkadziesiąt stron informacji. Przed samym początkiem nagrań czytałem o nich, wiedziałem o uczestnikach wszystko, dosłownie. Przykładem jest strażak. On specjalnie na wylot na Fidżi (na nagrania) miał wyrabiany paszport gdyż wcześniej go nie posiadał, nie latał za granicę. Z kolei jedna z uczestniczek bała się pająków. Miałem fundamenty i w najmniej spodziewanym momencie to wykorzystywałem. Wiedziałem kto jest słaby w danej konkurencji, wiedziałem jak poprowadzić rozmowę żeby wyciągnąć coś od tej osoby, wiedziałem jak podejść do nich psychologicznie. I tu koło się zatacza. Tak jak mówiłem wcześniej, potrzebujemy tego fundamentu, dzięki któremu będziemy mogli zdziałać znacznie więcej. Przygotowanie mentalne trwało również długo. Oglądałem wszystkie odcinki tego programu w wersji francuskiej, australijska oraz w wersji amerykańskiej. Nasza jest chyba bardziej przybliżona do francuskiej niż amerykańskiej. Poznać musiałem każdy szczegół konkurencji. W końcu to ja wyjaśniałem uczestnikom na czym one polegają. Cały efekt to odcinek 2 godzinny. Przygotowania trwały natomiast miesiącami. Ryż z ryżem z dodatkiem ryżu Jedna z najpiękniejszych chwil, którą Pan najbardziej zapamiętał? Pamiętam jak pewnego razu przyszedłem do uczestników do ich obozu z informacją, że jedna uczestniczka jest chora. Pogadałem z nimi. Oni natomiast powiedzieli mi, że mają bardzo mało jedzenia ale to naprawdę bardzo mało. Ale ogólnie to cieszyli się, że mnie zobaczyli i że mogli mi o tym powiedzieć. Ich jedynym daniem był: ryż. Zatem, chcąc mnie ugościć, ugotowaliśmy ryż posypany ryżem z dodatkiem ryżu. W skrócie, dali ryż. Słony był jak cholera. Jednak dla nich była to chyba najlepsza uczta. 4FUN TV, czyli najbardziej szaleńcze dzieło telewizyjne 4FUN TV to kolejny projekt w Pańskim życiu, oglądając materiały, mega pozytywny projekt … Tam jest takie szaleństwo, że nikt by się chyba tego nie spodziewał. Jest to najbardziej pokręcona telewizja w układzie słonecznym. Tam niemożliwe staje się możliwe. Najbardziej zakręcone pomysły stają się realizowane. Robimy program, który jest strasznie pokręcony. Ekipa jest fantastyczna. Relacje tam są przyjacielskie – Damian Michałowski o 4FUN TV. Non stop brniemy z pytaniem “jak”, zatem jak tu Za scenariusz odpowiedzialny jestem ja albo szefowa. I potem to realizuję. Idziesz na miasto z mikrofonem, czasami pogoda jest jak pod psem, ale łupie materiał się do momentu póki nie znajdziesz człowieka, z którym można fajnie pogadać. Trzeba materiał przynieść do redakcji, trzeba z czymś wrócić. Wiadomo, są czasami tak zwane “złote strzały”. Wówczas pierwsze cztery osoby idealnie nadają się do danego materiału. Niestety, jak w/w, niekiedy zamiast 2 godzin na planie, spędzamy 5. W tej branży trzeba być upartym i konsekwentnym. W życiu uznaję zasadę 3 razy “p”. Czyli precyzja, pokora i pracowitość. Pokora w naszym zawodzie jest bardzo ważna. Nie chodzi o bycie 10 cm nad ziemią, tylko o twarde stąpanie po niej. Materiał zdobyty na mieście trafia na montaż. Szefowa akceptuje i leci na antenę. To mini produkcje, które robią naprawdę duże wrażenie. Tacierzyństwo, czyli najlepsza decyzja w życiu Tyle obowiązków, tyle pięknych chwil na antenach – jednak jest Pan najszczęśliwszy przy swoim synku. Jak Pan to robi, że łączy Pan idealnie życie prywatne z zawodowym. Czy to tylko iluzja instagrama i innych mediów społecznościowych? Ludzie straszyli, że wszystko się zmieni, że świat zostanie przewrócony do góry nogami. Guzik prawda. Dziecko w niczym mnie nie ogranicza a daje mi wiele możliwości. Wszystko co robiłem sam robię to teraz robię z synem. To była moja najlepsza decyzja w życiu. Rano żłobek a w między czasie załatwianie różnych codziennych spraw oraz praca. O godzinie 16, choćby się paliło, jestem po mojego syna. Zawsze mnie bawią zdjęcia “idealni rodzice”, czyli zdjęcia na instagramie z pięknie posprzątanym pokojem – Boże Święty, że ktoś to kupi?! Każdy rodzic wie, że w domu musi być bałagan. Dziecko jest często brudne. Ojciec chrzestny mojego syna, sprezentował taki duży basen z kolorowymi piłkami do zabawy. Henio nauczył się wyrzucać z niego wszystkie 200 kolorowych piłeczek. Nigdy bym się nie spodziewał, że mogę znaleźć je w takich kontach w które one powpadały. W domu mam bałagan, i właśnie takie momenty staram się pokazać na insta. Momenty, które są dla każdego z nas codziennością a nie wyimaginowanym światem. Pani M, czyli żona fenomenalna Jak z żoną? Niestety mało ją widzimy u Pańskiego boku w mediach społecznościowych a jednak w życiu prywatnym jest. Na nagrania programu „Wyspa przetrwania” bym się nie zgodził nigdy gdyby jednak nie wyrozumiałość mojej żony. Czas ten był ciężki zarówno dla mnie jak i dla niej. W końcu byliśmy dwa/trzy dni po ślubie a ja musiałem wylecieć za granicę. Ale są takie propozycje, które się nie odrzuca. Podróż poślubna? Innym razem. Wyspa Przetrwania była dobrą decyzją, był to rewelacyjnie spędzony czas. Jednak gdyby nie żona, to nie byłoby mnie tu gdzie jestem w obecnej chwili. Ja to mam szczęście, mając taką mądrą żonę. fot. Facebook/ Damian Michałowski
Nie bez powodu prowadzi na Instagramie profil Ojciec Redaktor. Damian Michałowski o wychowaniu dzieci wie prawie wszystko. Szczęśliwy tata Henia i Helenki przyznaje, że to dzięki swoim pociechom zaczął nowe życie. Jak sam przyznaje, zawdzięcza im więcej energii, ogromną radość i możliwość poczucia się jak duże dziecko. Czy bycie ojcem wywróciło jego życie do góry nogami? Zobacz film: "Dopiero podczas porodu okazało się, że będą mieć bliźniaki" Prezenter Dzień dobry TVN i Radia ZET w rozmowie z WP Parenting opowiada o niezwykłej więzi z dziećmi, relacjach z żoną po pojawieniu się maluchów i tym, co go najbardziej zaskoczyło w byciu tatą. Katarzyna Grzęda-Łozicka, WP Parenting: Jakim tatą jest Damian Michałowski - Ojciec Redaktor? Damian Michałowski, tata Henia i Helenki: To najważniejsza rola w moim życiu. Nie ma nic ważniejszego od bycia tatą. Nawet teraz, gdy rozmawiamy, Henio kręci się pod nogami i jest w gotowości do kolejnej zabawy. Uwielbiam dzieciakom poświęcać dużo czasu! Oczywiście, jeśli zapyta mnie pani czy bywam zmęczony, odpowiem: "a kto nie bywa?". Są chwile, kiedy czuję się wykończony i mam wszystkiego dosyć… Wtedy z odsieczą przybywa żona, która jak już widzi, że życie wychodzi mi uszami, to reaguje. Wtedy potrzebuję chwili dla siebie, tak po prostu, na moment zostać sam. To mi pomaga, szybko się regeneruję i wracam na odpowiednie tory. Damian Michałowski z dziećmi (Instagram/ojciecredaktor) Staram się być normalnym tatą. Nie posyłam Henia na codzienne zajęcia dodatkowe - judo, angielski, hiszpański, ceramika, pływanie czy piłka nożna. To nie w moim stylu. Lubię dawać dzieciakom przestrzeń do własnych zabaw, fajnie jak mają okazję też się trochę ponudzić, bo często dzieciaki są przebodźcowane. W naszej rodzinie to raczej ja jestem ten bardziej zasadniczy, a żona pozwala na więcej, ale to tata jest mistrzem zabaw, a mamusia przytulania. Jaka była pierwsza myśl, kiedy dowiedział się pan, że zostanie ojcem? "O rety! Udało się!". Oboje byliśmy w szoku, że tak szybko udało się nam zajść w ciążę. W obu przypadkach to było świadome rodzicielstwo i naprawdę wiem, że to ogromne szczęście, ponieważ w obecnych czasach zajście w ciążę wcale nie jest takie proste i oczywiste. Z całego serca życzę przyszłym rodzicom, aby im też się udało. Doskonale pamiętam moment, w którym dowiedzieliśmy się, że będziemy rodzicami. Oglądaliśmy wtedy film "Bad Boys" i żona zrobiła test, a ja na to: "nie wierzę". Pobiegłem do apteki i kupiłem trzy kolejne, żeby mieć pewność. Pani w aptece była pierwszą osobą, której pochwaliłem się, że żona jest w ciąży, a ona oczywiście mi pogratulowała. W jaki sposób ojcostwo zmieniło pana życie? Często mnie straszono, że jak pojawią się dzieci, to moje życie wywróci się do góry nogami, wszystko się skończy itd. A ja mam takie poczucie, że jest na odwrót, że moje życie dzięki dzieciom zaczęło się na nowo, bo ja mogę z nimi robić to, czego nie wypada dorosłym bez dzieci. Mogę budować babki z piasku, skakać na trampolinie, bawić się na placu zabaw itd. Oczywiście moje życie zmieniło się o tyle, że nie siedzę już na kanapie i nie oglądam od rana do wieczora meczów piłkarskich, co uwielbiałem robić za czasów studenckich. Cieszę się, że miałem taki etap w życiu, ale to jest już rozdział zamknięty, teraz wkroczyłem na kolejny etap bycia tatą i to jest najwspanialsze na świecie. Helenka stawia właśnie pierwsze kroki (Instagram/ojciecredaktor) Uważam, że dzieci nas nie ograniczają, tylko dają nam nowe możliwości, od kiedy są, to nie mam nudnych dni. Pamiętam, jak jechaliśmy z dziećmi na wakacje do Tajlandii. Wiele osób mówiło nam wtedy, "gdzie będziecie targać tak małe dzieci na drugi koniec świata". Helenka miała wtedy pięć miesięcy. A my stwierdziliśmy: "dlaczego nie?" i polecieliśmy. To były wakacje życia i było naprawdę fantastycznie. Wyświetl ten post na Instagramie. Patrzę na to zdjęcie i jestem z nich dumny. Duma mnie rozpiera, że to są moje dzieci. Oczywiście nawet na wakacjach czasami leci się na oparach ze zmęczenia, ale z ojcami jest trochę jak z samochodami - gdy zaświeci się kontrolka paliwa, zwalniamy, jedziemy oszczędniej i tak do najbliższej stacji. Tankujemy i dalej w długą. Nigdy nie brakuje nam paliwa.🙌 To nasze pierwsze tak długie wczasy w czteroosobowym składzie. Z dala od Polski, byliśmy najbliżej siebie jak się da. Z Heńkiem zawsze byliśmy kumplami, ale tam przeskoczyliśmy na kolejny level. Wiadomo, z mamą nie będzie się tak szalało w basenie, jak z tatą. Razem robiliśmy te „niebezpieczne” rzeczy. Skoki do wody, próby nurkowania, rzucanie się, chlapanie. To właśnie tam próbowaliśmy uczyć się pływać i pochwała taty znaczyła więcej niż prezydencki medal. Pielęgnujemy tę bliskość, bo to procentuje. Henio, choć jest szalony i zakręcony jak słoiki z ogórkami na zimę, to na końcu zawsze tata ma to najważniejsze zdanie. Autorytet. Boję się tego słowa, ale tak trochę jest. Chcę być dla niego tym, kim jest mój tata dla mnie. I chyba to się udaje, bo czuję, że Henio nigdy tak mocno nie ściskał mnie za dłoń. Dziś rano przyszedł do łóżka, przytulił się i powiedział „mój kochany tata”. I to jest właśnie moja stacja benzynowa❤️ A Helena... córeczka tatusia. Można ją nosić na rękach i przytulać cały dzień! I choć robisz to bezinteresownie, to zapłatą jest najszczerszy uśmiech na świecie. Budowanie relacji między rodzicem a dzieckiem, to rzecz najważniejsza - ciekawe historię na ten temat znajdziecie na stronie kampanii edukacyjnej wspieranej przez NAN2. Sam wciągnąłem się w czytanie o HMO. To właśnie ten składnik podczas karmienia piersią jest odpowiedzialny za wzmacnianie odporności dzieciaków. Wchodźcie na stronę, czytajcie i bierzcie udział w konkursie🥰 powodzenia! #body2body #nestle #nan2 #zdrowystartwprzyszlosc #karmieniepiersia #bliskosctaty #odpornosc #tajlandia #wakacje #kids #wakacjezdzieckiem #love #holiday #holidaywithfamily #holidaywithkids #rodzina #dzieci Post udostępniony przez Damian Michałowski (@ojciecredaktor) Lis 16, 2019 o 4:03 PST Co pana najbardziej zaskoczyło w byciu tatą? Zaskoczyło mnie to, że dzieci mogą mieć tyle energii (śmiech). Wiedziałem, że one będą ruchliwe, ale nie spodziewałem się, że można przez cały dzień funkcjonować na pełnych obrotach, że dzieci potrafią czerpać energię ze słońca, że mogą nie jeść przez cały dzień, a najważniejsza jest zabawa. Zaskoczyło mnie też to, że niestety nie działa to tak, że im dziecko pójdzie później spać, tym później wstanie (śmiech). W jednym z wywiadów złożył pan mocną deklarację: "Nie boję się różu". Jesteście już z córeczką na etapie zabaw w księżniczki? Cały czas czekam na etap księżniczki. Wiem, że to jest nieuniknione i szczerze mówiąc, nie mogę się tego doczekać. Nie boję się różu, nie wstydzę się tego, że pewnie będę przebrany za księżniczkę i będę miał we włosach różne wisiorki. Na razie Helenka jest jeszcze na to trochę za mała, bo skończyła dopiero roczek. Teraz bawimy się wspólnie z Helenką i Heniem w kawiarnie. On jest takim bardzo uczuciowym bratem, czasami potrafi ją ścisnąć aż za mocno, wyrażając swoją miłość. Chętnie ją zaprasza na kawkę, przy której ja też asystuję. Zabawa z dziećmi w kawiarnie (Instagram/ojciecredaktor) Jak dzieci reagują na tatę w telewizji? Jest pan w stanie konkurować z bajkami? Dla Helenki jest jeszcze za wcześnie, z kolei, jeśli chodzi o Henia, to zdarza się, że on już świadomie mówi: "włączcie telewizor, tam będzie mój tata w TVN". Jak idę do Zetki, to on czasami kładzie się przy radiu, żeby posłuchać, jak tata mówi albo patrzy na mnie w telewizji, ale z tego, co mówi żona, to dość szybko przegrywam w konkurencji z klockami albo reklamami. (śmiech) Heniek uwielbia oglądać reklamy. Czy kiedy na świecie pojawił się Henio, a później Hela, zmieniło się pana podejście do własnego ojca? Tak, bardziej zrozumiałem swojego tatę, zwłaszcza co miał na myśli, kiedy namawiał mnie, żebyśmy wspólnie naprawili rower. Teraz robię tak samo, próbuję razem z Heniem robić wspólnie takie męskie rzeczy. Jestem bardziej wdzięczny swojemu tacie za to, jak mnie wychował, że mamy taką przyjacielską relację, że jesteśmy po prostu kumplami. Można się oczywiście na siebie denerwować, spierać się, ale najważniejsze jest takie poczucie, że zawsze możesz przyjść do swojego taty i powiedzieć mu, że coś poszło nie tak, a tata poklepie po ramieniu. To dostałem od swojego taty i teraz chcę przekazać swoim dzieciom, żeby miały poczucie, że na tatę mogą zawsze liczyć i że tata zawsze będzie ich dobrym duchem. Damian Michałowski stara się spędzać z dziećmi, jak najwięcej czasu (Instagram/ojciecredaktor) A jak dzieci zmieniły pana związek? Mam takie wrażenie, że teraz jeszcze bardziej doceniamy z żoną te momenty, w których jesteśmy sam na sam. Teraz na przykład jak jedno dziecko ma drzemkę, drugie bawi się klockami, to ja z żoną siadam na hamaku i te dosłownie kilka minut wystarczy nam, by poczuć jeszcze raz taką miłość, spełnienie. Dzieciaki nauczyły nas doceniać jeszcze bardziej każdą chwilę spędzoną razem. Oczywiście kłócimy się też nieco więcej przez dzieci, to jest nieuchronne, ale wszędzie trzeba znaleźć ten złoty środek. Macie z żoną podział obowiązków, jeśli chodzi o opiekę nad dziećmi, są jakieś czynności zarezerwowane tylko dla taty? To są takie etapy. Był taki moment, kiedy tylko ja potrafiłem uśpić Henia, teraz z kolei jest tak, że nie ma opcji, żeby nie było podczas usypiania mamusi. Nawet jak ja mu poczytam książkę, to i tak na sam koniec musi się pojawić moja żona i go przytulić. Z Heleną teraz z kolei jest odwrotnie i przy mnie usypia dużo szybciej. Staramy się wszystkim dzielić po równo, jak widzimy, że jedna strona nie daje rady, to od razu druga strona przejmuje stery. Czyli wychowanie dzieci nie ma przed panem tajemnic? Nic nie jest mi straszne, przeżyłem już prawie wszystko łącznie z torsjami syna w autokarze na Fuerteventurze. Było bardzo ciekawie...przyznaję. A na koniec czego życzy sobie pan na Dzień Ojca? Życzę sobie, żeby długo spały. Pobudka - najwcześniej o 9, później buziak, laurka i będzie super. Zobacz także: Jaki wpływ na zdrowie dzieci mają ojcowie? Odkryli to naukowcy Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez Rekomendowane przez naszych ekspertów polecamy
Damian Michałowski zostawił rodzinęNa co dzień Damian Michałowski jest dziennikarzem Radia Zet, ale jak sam przyznał w kilku wywiadach, zawsze marzyła mu się kariera telewizyjna. Gdy rozpoczęły się castingi, w których szukano gospodarza do reality-show Wyspa przetrwania, Michałowski miał poczucie, że w starciu z bardziej znanymi nazwiskami jest bez szans. Natomiast ambicja wyzwoliła w nim ducha rywalizacji i tak oto stał się prowadzącym pierwszej polskiej edycji wielkiego z rodzinnego punktu widzenia dziennikarza, kulisy rozpoczęcia prac nad reality-show nie należały do najłatwiejszych. Kilka dni przed wylotem na Fidżi radiowiec wziął ślub i na rzecz podróży, postanowił zostawić żonę i dziecko. Ponadto do dziś młode małżeństwo nie odbyło miesiąca początkowo nie była zadowolona, ale ostatecznie zgodziła się na to, żebym wyjechał żebyśmy przełożyli naszą podróż poślubną na przyszły rok. Ale choć się dogadaliśmy, ja przez kolejnych pięć tygodni na wyspie tęskniłem za rodziną jak szalony. Zwłaszcza, że mieliśmy mocno ograniczony dostęp do rozmów przez Skype’a – powiedział dla Party Damian się okazuje, prezenter jest również bardzo wrażliwym facetem. Podczas realizacji programu nie wstydził się swoich emocji i opowiadania o uczuciach do swojej żony i synka. Dodatkowo jak sam wyznał, w domu nie ucieka od zmieniania pieluch, gdyż jest za mąż jak Damian to prawdziwy skarb!Wschodząca celebrytka znana z Polsatu wzięła ślub! Wśród gości nie zabrakło gwiazd [DUŻO ZDJĘĆ]Damian MichałowskiDamian MichałowskiKuba GórskiFan opery, ładnych nóżek i dobrych, kolorowych napojów.
damian michałowski żona pola